
Byłem szczerze zdziwiony, kiedy okazało się, że istnieje
czarta część przygód, naszego uzdolnionego okularnika. Podszedłem więc do gry z
otwartym umysłem i nadzieją na dobrą zabawę. To co zobaczyłem, przyprawiło mnie
o gęsią skórkę. Zapomnijcie o tym, jak narzekałem na Philosophers Stone,
zapomnijcie o tym.
Goblet of Fire, to książkowy wręcz przykład gry zrobionej
dla kasy, zrobionej źle, przez ludzi, którzy opracowali ją po obejrzeniu filmu,
albo i trailera, między kawą, a pączkiem. Zacznijmy jednak od początku, może dla odmiany od dobrych
stron?
![]() |
http://www.vizzed.com/ Żeby podnieść pełny zupy, to już 4 czarodziejów potrzeba. |
Generalnie grafika nie jest taka zła, wygląda dużo nowocześniej od
poprzedniej części – ale z drugiej stron, ta pogoń za tym, żeby oprawa wizualna
wygląda niemal jak z PSXa, to trochę wciskanie kitu. Goblet of Fire chciałoby wyglądem zdeklasować rywali, ale jednocześnie postacie wyglądają jakby nie miały twarzy
i wszystko jest jakieś niewyraźne. Animacje są pokraczne, a czary zrobiłbym lepiej w RPG Makerze. Jakby
nie dało się zrobić czegoś tak prostego, ale i zarazem ładnego jak część druga, zamiast
nieudolnie zgrywać się na „wspaniałą grafikę NIEMAL 3D”!
Główny problem z tą produkcją jest taki, że robi się w kółko
w to samo. Jesteśmy rzucani na niemal totalnie losowe poziomy, które przy
okazji są absurdalnie długie i robimy wiecznie te same rzeczy. Tu przesuniemy
beczkę, tu rozwalimy jaszczurkę, tu przesuniemy beczkę, tu rozwalimy DWIE
jaszczurki i tak do usranej śmierci. Jakby jeszcze była jakaś motywacja – nie wiem,
fajna cutscenka po wykonanej misji, jakieś przyjemne walki z bossami,
cokolwiek. Skoro już jestem przy cut-scenkach, to w kwestii fabuły lepiej żeby się nie wypowiadał.
Przed każdą
misją, mamy z 2 narysowane plansze, najczęściej przedstawiające kadry z filmu i
również 2 słowa wstępu. To coś w rodzaju „Harry
i spółka byli na finale mistrzostw świata w Quidditchu. Nagle zaatakowali ich
śmierciożercy”. Naprawdę się zastanawiam, czy to takie trudne, żeby znaleźć
osobę, która pokierowałaby zespołem developerskim i naprowadziła ekipę na to –
dlaczego fani lubią Harrego Pottera? Może po prostu they don't give a shit?
Sprawdzę was – pamiętacie jak Harry zdobył jajo po pierwszym
zadaniu i musiał je otworzyć pod wodą, w toalecie prefektów? No jasne.
Pewnie pamiętacie
też, jak jajo w tej wannie zostało wciągnięte przez kanalizację i Harry musiał
przez godzinę gonić je po ściekach, walcząc z komarami, prawda? Tak było, co
nie? No przecież kwintesencją Czarodzieja, jest bieganie po kanałach i
strzelanie do wielkich jak stodoła komarów! Wie to każdy fan!
![]() |
http://www.vizzed.com/ Tak się teraz zastanawiam... Czemu Harry całą grę, popierdziela w dresie? |
Jakby jeszcze to strzelanie było przyjemne. Wszystko robimy
jednym guzikiem, bo Harry sam wybiera zaklęcie. Każdy czar wygląda tak samo, po prostu
zmienia się promień. Niby mamy do pomocy dwóch fąfli (wybieramy czy
gramy Rudym, Laską czy Okularnikiem), ale tak naprawdę oni się tylko plączą pod
nogami, przeszkadzają, czasem nie robią nic, a w złym momencie spamią
zaklęciami. Gra jest też zabugowana, Dwa razy musiałem restartować grę, bo komar
ugrzązł w złym miejscu i nie dało się przejść dalej. Co to w ogóle za gra z serii,
w której nie można luźno biegać po Hogwarcie? Jak dla mnie, to dyskwalifikuje
ją na starcie.
Muzyka jakaś tam jest. Nic magicznego.
Nie wiem, może przesadzam – ale nawet jakbym chciał to
potraktować inaczej, niż grę z serii o Harrym – to wciąż jest to nudna,
powtarzalna, zabugowana i nie oferująca nic, poza spamieniem przycisku B, gra.
PS: Tańczenie było śmieszne, przyznaję.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz